2021
Doktorat
Obraz śmierci jako akt performatywny
Założeniem niniejszego projektu doktorskiego było wykazanie,
że malarstwo może mieć funkcje nie tylko ilustrującą
rzeczywistość, lecz aktywnieją przekształcać i na nowo kreować. Takie
spojrzenie na tę tradycyjną formę nadaje jej wymiar nieco bardziej współczesny,
zbliżony do działań performatywnych. Ażeby w malarstwie dokonał się akt
performatywny, odwołałam się do antropologicznego spojrzenia na
dzieło sztuki, gdzie funkcjonuje ono jako artefakt
wykorzystywany w magii i stanowi swego rodzaju nośnik jakichś idei, które
za jego sprawą mają się ziścić lub zostać unicestwione. Tematem, który
postanowiłam wziąć w tym wypadku na warsztat jest wyobrażona śmierć bliskiej mi osoby
i próba zaklęcia rzeczywistości za pomocą obrazów w taki sposób, żeby
owo fatalne zdarzenie nigdy nie miało miejsca. To romantyczna próba
przywrócenia twórcy choćby iluzorycznej sprawczości wobec kwestii
eschatologicznych. W tym celu powstało sześć obrazów olejnych: są to trzy
dyptyki. W każdej z par na jednym obrazie przedstawiona jest wyobrażona
śmierć osoby mi bliskiej, drugi zaś przedstawia kompozycyjnie podobną sytuację, lecz
śmierć jest albo przezwyciężona albo bohater obrazu jej unika.
Narracja drugiego obrazu w parze ma za zadanie wyprzeć tę pierwszą – tragiczną,
zastąpić ją i w ten sposób zakląć rzeczywistość. W jednej z par, owego zaklinania dokonałam
poprzez rzeczywisty
performance, a mianowicie jeden z obrazów został
spalony. To działanie miało na celu pokazać różne strategie realizacji tego
projektu. Wszystkie one jednak zmierzają do wspólnego mianownika – aktu
performatywnego, który ma w metaforyczny sposób wyrazić mój osobisty sprzeciw
wobec nieuchronności śmierci.
2014
Dyplom
Ten cykl obrazów jest odzwierciedleniem mojej gorzkiej refleksji na temat tego, co dla mnie oznacza być kobietą i próbą zdefiniowania tego za pomocą obrazu. Na biologiczne uwarunkowania płci, które już same w sobie powodują wewnętrzne rozdarcie, nakłada się bowiem wykreowana przez społeczeństwo, kulturę i tradycję wizja kobiecości – uwodzicielskiej, sprowadzającej się głównie do doskonałości ciała i magnetyzmu zwanego sexapilem. Tę narzuconą rolę odgrywamy bezustannie, starając się uzyskać społeczną akceptację. A jest to w istocie pułapka – pod maską kobiecości przestaje się dostrzegać człowieka w jego prawdziwym wymiarze i sprowadza się go do pięknego manekina. Nie sposób od tego uciec, ale i nie sposób się z tym pogodzić. W tryptyku wprowadzam elementy sugerujące magiczny związek kobiety z naturą, z „ciemnymi” mocami przyrody, tajemnymi rytuałami – demonizujące kobiecość jako siedlisko zła. Idealnym odzwierciedleniem konsekwencji tego mitu są dla mnie dawne procesy czarownic, pokazujące jak wysoką cenę kobieta musi zapłacić za swoją seksualność nie tylko wobec społeczeństwa, ale sama wobec siebie. Świadomie wprowadzam symbole grzechu, obecne w kulturze Europejskiej, jednakże obrazy te nie przedstawiają scen o charakterze okultystycznym, a jedynie wprowadzają pewną sugestię, sieją pewien ferment. W gruncie rzeczy kobieta zaprezentowana na tych obrazach nie robi ani nic zdrożnego, ani nic ezoterycznego. To nie jest ani Południca, ani Dybuk, a raczej Jagna, którą wywieziono na gnoju. A jednak folklor zwarty w tych obrazach i erotyzm tworzą iluzję magii. W czwartym obrazie demaskuję ów motyw magii, ukazując kobietę samotną i w pustej przestrzeni. Odbieram jej te wszystkie atrybuty kobiecości przestrzeń, rekwizyty itd. Pragnę przez to pokazać, że cały ten mistycyzm to jedynie spektakl, jaki odgrywa przed nami biologia i chemia. Zakładam, że maska kobiety femme fatale jest narzucona, sztuczna, wyuczona. Dla mnie to nie jest stan immanentny, atawistyczny, tylko aktorstwo, sztuka udawania. Pytanie jednak brzmi, co jest pod tą maską sztuczności? Bezmyślny manekin? A może człowiek okaleczony, wybrakowany, ale jednak człowiek?